Pomaganie wzrokiem
Mamy fajny samochód. Srebrny, duży. Ale przede wszystkim jest to mój ukochany samochód, którym jeździmy, odkąd się urodziłam. Nie zamienię go na żaden inny! Chociaż rodzice ciągle wspominają, że powinniśmy kupić samochód z podjazdem, którym mogłabym wjeżdżać, siedząc na wózku. Żeby nie musieli kilka razy dziennie podnosić i wkładać mnie i wózka do samochodu. Zwłaszcza mama, bo to ona najczęściej jeździ ze mną na rehabilitacje. Ale ja wtedy płaczę, bo ten pomysł mi się nie podoba.
Poza tym, nie mogłabym się z mamą bawić w pewną grę. Gdy jesteśmy na parkingu i mama musi mnie i wózek włożyć do samochodu albo z niego wyjąć, ludzie ukradkiem nas obserwują. Zwłaszcza, gdy siedzą w swoich samochodach i myślą, że ich nie widać. Albo gdy udają pogrążonych w rozmowie, a kątem oka łypią na nas i najwyraźniej zastanawiają się, czy nam się uda. Wtedy z mamą się zakładamy, kto z nich nam pomoże załadować się lub wyładować. Oczywiście to takie dziwne zakłady, bo zawsze obie obstawiamy, że nikt nam nie pomoże. I zazwyczaj wygrywamy. Czasem jakieś panie, które idą z ciężkimi zakupami albo pchają wózek z własnym dzieckiem, psują nam zabawę i proponują pomoc. Ale mama prawie zawsze im dziękuje. Bo przecież jest najsilniejsza na świecie! Tylko dwa razy nie udało jej się mnie przerzucić z samochodu na wózek i musiała mnie na chwilę położyć na chodniku. Ale było zabawnie! Szkoda, że nie padał śnieg, mogłabym wtedy zrobić przy okazji aniołka na śniegu.