W pogoni za tacą
W kościele trochę mi się nudzi. Ale lubię kilka momentów. Lubię śpiewać „Alleluja Alleluja”, lubię mówić ze wszystkimi „Ojcze nasz”, lubię jak ksiądz Wojtek zadaje dzieciom pytania i lubię, jak zbierają na tacę. Mama daje mi wtedy pieniądz do lewej ręki (bo lewa jest troszkę sprawniejsza) i czekamy aż ksiądz podejdzie.
Ale czasami księża nie podchodzą. Więc mama kiwa na nich ręką albo woła. A raz jakiś obcy pan zobaczył, że czekam z pieniążkiem i podbiegł do księdza i go zawrócił. Może myślą, że nie wypada brać ode mnie pieniędzy? Albo że nie mam? A ja lubię wrzucać pieniądze do koszyka. Raz mi się udało samodzielnie wrzucić!
Najczęściej mama mi trochę pomaga, bo mówi, że ksiądz nie będzie czekał aż uda mi się otworzyć rękę i wypuścić pieniądz. Może faktycznie tak jest, bo raz jak miałam problem z otwarciem ręki, to zabrał tacę i odszedł. A trzymałam pięć dych, bo mama nie miała drobnych. No pięć dych!
No pięć dych to niezła sumka! Może ksiądz myślał, że to pieniążki z gry Eurobiznes i nie opłaca się czekać :-).
Moim synom też zawsze trochę nudziło się w kościele. Pamiętam, jak kiedyś na koniec mszy, kiedy zgromadzeni odpowiedzieli „Bogu niech będą dzięki” mój syn na cały głos wyraził swoją opinię, dopowiadając…..” że skończył” 🙂